Obejrzałem film o powstańcach warszawskich zmontowany z kronik wydziału propagandy AK.... Byłem zdumiony...Niefrasobliwość zamieniająca się w zbrodnie...na samym sobie.

     Obrazy eleganckiej Warszawy i to mimo 5 latach okupacji niemieckiej , skonfrontowane z efektami 63 dni "furii odwetu "...

Cywilizacja iluzji ponownie wygrała z cywilizacją prawdy...

Z okazji 70 rocznicy tych wydarzeń będziemy odbiorcami wielu hurrrra patriotycznych inscenizacji i prawdopodobnie niewielu spokojniejszych refleksji...

Poniżej zapraszam do zapoznania się z dłuższym tekstem dr Jacka Smolarka...

Po jego  przeczytaniu , podobnie jak po obejrzeniu filmu,  w głowie jak zadra świdruje bólem myśl... kolejna narodowa  nieukarana  zbrodnia.  

I niemiecka i polska...

 


                                                        PRZED



                                                           PO


Ludność cywilna, a powstanie

                                            (70 rocznica powstania warszawskiego)
  

   Mimo upływu wielu lat, wspomnienia o bohaterstwie i poświęceniu powstańców są nadal w świadomości społecznej żywe. O wiele mniej się natomiast mówi o cierpieniach, stratach biologicznych i materialnych, zaangażowaniu w powstanie ludności cywilnej. To, co robili żołnierze SS grup szturmowych - wspominał niemiecki starosta Warszawy Leist po wojnie - nie da się opowiedzieć i opisać . Znęcano się przede wszystkim nad ludnością cywilną, nie oszczędzano kobiet i dzieci. Ci, którzy uszli śmierci, zostali ograbieni i pobici. Kobiety gwałcono... W październiku 1944 r. w Warszawie pozostały tylko gruzy i zgliszcza.

   Trwająca od godzin przedpołudniowych dnia 22 do 25 lipca 1944 roku, przez most Kierbedzia i Poniatowskiego, paniczna ucieczka ze wschodu na zachód pomocniczych oddziałów niemieckich ale nie liniowych oraz ewakuacja wschodnich powiatów dystryktu warszawskiego, administracji niemieckiej miasta Warszawy wywołały u przyglądających się temu wydarzeniu mieszkańców Warszawy gwałtowny wzrost emocji, dochodzący do szczytu. Już po zamachu na Hitlera w dniu 20 lipca 1944 roku oczekiwano na załamanie się lada chwila potęgi niemieckiej, powtórkę sytuacji z listopada 1918 roku oraz na działania zbrojne będące odwetem za 5-letni terror i śmierć najbliższych. Część ludności cywilnej poparła z wielkim entuzjazmem oraz poświęceniem w pierwszych dniach powstanie, będąc przekonana, że walki potrwają kilka, co najwyżej kilkanaście godzin, że dowództwo Armii Krajowej ich rozpoczęcie zsynchronizowało z wejściem wojsk radzieckich do Warszawy i liczyła również na pomoc aliantów zachodnich, których większe walki zbrojne AK w ogóle nie interesowały. Prawdziwy stosunek aliantów zachodnich do sprawy polskiej społeczeństwu Warszawy jak i zresztą całej Polski oraz kierownictwu państwa podziemnego nie był znany. Funkcjonujący w świadomości społecznej obraz był tutaj wyjątkowo zniekształcony, fałszywy, odbiegający daleko od politycznej rzeczywistości. To był głównie wynik uprawianej przez zachodnich aliantów, a zwłaszcza Anglików propagandy radiowej. Dowództwu i nam wszystkim - zauważa Jan Nowak Jeziorański - zdawało się, że Polska znajduje się w centrum uwagi, że jest pępkiem świata, że Anglicy są wpatrzeni w Polskę. Złudzenie powstało pod wpływem audycji BBC, które nadawane były z Londynu, ale zawierały nieproporcjonalną porcję wiadomości z Polski i o Polsce. Ta propaganda angielska wprowadzała w błąd kierownictwo podziemia, które zupełnie fałszywie oceniało stosunek Anglików do tego, co się działo w Polsce. Społeczeństwo nie słuchało Radia Moskwa, słuchało Londynu. Dezinformując wcześniej ludność cywilną, w czasie powstania BBC będzie nadawało komunikaty o charakterze wojskowym, o przemieszczaniu oddziałów AK, co wykorzystywali  Niemcy do zwalczania powstańców. Już na początku sierpnia w depeszy do Londynu gen. Bór domagał się zaprzestania nadawania przez brytyjskie radio informacji o złym stanie uzbrojenia powstańców i brakach amunicji, ułatwiających Niemcom planowanie operacji przeciwko walczącemu miastu.

   To właśnie głównie dzięki poświęceniu, spontanicznemu zaangażowaniu ludności cywilnej, żyjącej w niewoli fałszywych obrazów, iluzji wytworzonej przez radio BBC, a jednocześnie masowo mordowanej w sposób bestialski, powstanie nie upadło w pierwszych dniach sierpnia po opuszczeniu Warszawy przez oddziały AK z Mokotowa i Żoliborza, lecz 62 dni trwało. Na apel dowództwa AK w szeregi powstańcze zaciągnęło się wiele osób nie należących wcześniej do żadnej podziemnej organizacji wojskowej. Ci ochotnicy, a nie żołnierze AK stanowić będą ponad 50% żołnierzy powstania. Wraz z rodzicami często zgłaszało się do różnych prac pomocniczych, a także łączności wiele dzieci w wieku nawet 10-12 lat. Ludność cywilna znajdująca się sama w trudnej sytuacji wspierała powstańców swoimi skromnymi zapasami żywności, lekarstw, odzieży, papierosów itd. Z upływem czasu stosunek znacznej części ludności cywilnej do powstania zaczął się radykalnie zmieniać. Tragedie wywołane utratą najbliższych, coraz trudniejsze warunki życia, braki żywności, wody, energii, prowadziły często do załamań psychicznych, pogarszania się nastrojów, myślenia o ratowaniu własnego życia.

   Już na skutek przesunięcia wybuchu powstania z godzin nocno-porannych, co przewidywały wcześniejsze plany, na godzinę 17, zapłaciła dodatkowo ludność cywilna. Wymieszanie się o tej porze dnia na ulicach miasta z ludnością cywilną powracającą do domów z pracy, mające ułatwić przemieszczanie się żołnierzom AK i ochronę ich przed identyfikacją ze strony Niemców, doprowadziło do tego, że wiele dzieci niepełnoletnich zostało bez rodziców oraz wiele osób starszych utraciło kontakt z rodzinami. Niemiecki odwet za zryw zbrojny spadł głównie na ludność cywilną, uważaną za podludzi – untermenschów słowiańskich, w bestialski sposób eksterminowaną niezależnie od wieku, płci, stanu zdrowia. Systematyczną eksterminację zgodnie z rozkazem Himmlera, że: każdego mieszkańca należy zabić, nie brać żadnych jeńców - siły niemieckie pod dowództwem generała porucznika Reinera Stahela, a od 6 sierpnia SS- Obrgruppenführera von dem Bach-Zelewskiego rozpoczęły od pierwszych dni powstania. Masowa rzeź ludności Woli trwała od 4 do 12 sierpnia i jej ofiarami było około 40 tys. wymordowanych ludzi. Mordowano ludność wzdłuż arterii wylotowej Warszawy - ulicy Wolskiej oraz na przyległych do niej ulicach, najczęściej na terenie fabryk, gdzie spędzano ją z okolicznych budynków. Tylko na terenie fabryki Franaszka zamordowano ok. 5000 osób - mieszkańców ulicy Wolskiej od nr 34 do 52 oraz pracowników fabryki. Na Ochocie głównymi miejscami zbrodni po rozbiciu powstańców będzie Instytut Radowy przy ulicy Wawelskiej oraz tzw. Zieleniak. Wraz z mordowaniem znęcano się, gwałcono i używano do osłony czołgów ludność cywilną. A oto kilka zeznań naocznych świadków tych zbrodni. /.../otoczyli nasz dom- zeznaje Halina Tuszyńska - bili, strzelali, rzucali granaty. Widziałam jak chcieli odebrać malutkie dziecko matce. Nie oddawała. Wtedy Niemiec strzelił jej w nogi, a główkę dziecka roztrzaskał kolbą/.../. Eugenia Hankiewicz tak oto przedstawia sytuację, w jakiej się znalazła: /.../strzelali do nas z karabinów maszynowych ustawionych na jezdni. Jak długo to trwało, nie pamiętam; kiedy się ocknęłam, widziałam wokół tylko trupy, wygrzebałam się spod nich. Żyłam. Martwe ciała mojej mamy i siostry leżały obok mnie. Podoficer Wehrmachtu Willy Friedl tak oto zeznaje w sprawie masowego mordowania ludności cywilnej: /.../ widziałem jak wpędzano siłą polskich cywilów w podwórze poprzez poprzeczny budynek partiami po 10 osób, kładziono ich na stosach twarzą w dół, niektórych nawet wleczono za włosy i następnie rozstrzeliwano strzałami w potylicę. Zabitych nie usuwano i następna partia musiała wchodzić na trupy lub była wciągana, a następnie również rozstrzeliwana. I tak dalej, dopóki nie urósł cały stos, a wszyscy znajdujący się tam Polacy rozstrzelani. Widziałem tam 9-10 warstw trupów tak ułożonych na stosie. Kobiety z dziećmi przy piersi były rozstrzeliwane razem. Liczbę ofiar cywilnych zbrodni niemieckich szacuje się na około 180 tys. Ogólny bilans strat biologicznych Warszawy okazał się dużo wyższy, niż Wojska Polskiego podczas działań wojennych w 1939 roku, a bezbronnej ludności cywilnej, głównej ofiary bestialstwa niemieckiego, ponad 10 krotnie wyższy, niż powstańców (ok.17 tys.). W ciągu dwóch miesięcy wysiłek i dorobek wielu pokoleń został zniszczony bądź zrabowany. Zniszczeniu uległo 80% miasta, w tym muzea, archiwa, biblioteki, prywatne zbiory, kolekcje dzieł sztuki, 25 kościołów itd. Zrabowane polskie mienie publiczne i prywatne wywieziono w głąb Niemiec 45 tysiącami wagonów kolejowych i 6 tysiącami samochodów.

Rozkaz Hitlera i Himmlera, dotyczący stłumienia powstania, wyniszczenia ludności cywilnej, zrównania miasta z ziemią po uprzednim ograbieniu go, wykonywały oddziały Wehrmachtu (bataliony wartownicze, szkolne, zapasowe piechoty, artylerii, broni pancernej, obsługi parków samochodowych) garnizonu warszawskiego, jednostki lotnictwa, opóźnione jednostki spadochronowo - pancernej dywizji ,,Hermann Göring” przerzucanej na wschód z frontu włoskiego, 19 dywizji pancernej przebijającej się ze wschodu przez Warszawę na zachód, 4 pułk wschodniopruskich grenadierów usiłujący 3 sierpnia otworzyć arterię jerozolimską, nacierając od mostu Poniatowskiego, oddziały policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa dowodzone przez SS-Hauptsturmführera Alfreda Spikera oraz grupa operacyjna Wyższego Dowódcy SS i Policji w Kraju Warty SS- Gruppenführera Heinza Reifartha (do 1962 roku posła do Landtagu i burmistrza w Westerland), składająca się z 16 kompanii policyjnych z Poznania, 608 Posner Ersatz-Regiment pod dowództwem płk Schmidta, brygady szturmowej RONA pod dowództwem SS-Brigadeführera Bronisława Kamińskiego, brygady SS ,,Dirlewangera” (Kosaken-Brigade) pod dowództwem SS-Oberfürera Oskara Dirlewangera, kompanii SS Röntegen, zmotoryzowanego batalionu policyjnej straży pożarnej oraz batalionu ,,Krone” ze 150 miotaczami płomieni. Szczególnym okrucieństwem w stosunku do ludności cywilnej wyróżniły się: brygada RONA (1700 żołnierzy ) o małej wartości bojowej składająca się z dezerterów z Armii Radzieckiej na żołdzie niemieckim, brygada Dirlewangera, którą gen. mjr policji i SS Ernest Rode w zeznaniu określił ,,schweinehaufen” - raczej gromada świń, niż żołnierzy, składająca się w 50% z kryminalistów niemieckich, którym obiecano amnestię i w 45% z dezerterów z innych armii, volksdeutschów oraz oddziały warszawskiego Sipo i SD. Duży procent składu tych najbardziej bestialsko postępujących oddziałów stanowili żołnierze narodowości ukraińskiej, turkmeńskiej, a także azerbejdżańskiej, gruzińskiej, czeczeńskiej, czerkieskiej itd., o czym -zacierając prawdę historyczną i w imię prób budowy strategicznego partnerstwa z tymi państwami - niewiele się dzisiaj wspomina. W składzie brygady Dirlewngera znajdowali się między innymi żołnierze I/111 batalionu azerbejdżańskiego, II batalionu ,,Bergmann” składającego się z Czerkiesów i wschodnio-muzułmańskiego pułku SS. Na samej tylko Woli wymordowali tysiące cywilów. Azerowie również uczestniczyli w masakrze 21 i 22 sierpnia zgrupowania Kampinos spieszącego z pomocą Starówce. I właśnie na tej umęczonej Woli przy Muzeum Powstania Warszawskiego prezydent Azerbejdżanu i miasta Warszawy Lech Kaczyński, kierujący się motywami politycznymi, a nie prawdą historyczną, odsłonili 29.03.2005 roku ufundowaną przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa tablicę poświęconą Azerbejdżanom w służbie Rzeczypospolitej, w tym walczącym na barykadach Powstania Warszawskiego. Dyrektor muzeum Jan Ołdakowski stwierdził, że w oddziałach powstańczych walczyło dwóch Azerów - jeden znany z nazwiska drugi nie. A my jesteśmy do pokazywania pozytywnych przykładów. Badaczowi historii powstania Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi nie był znany fakt walki Azerów po stronie powstańców. Może trafił się jakiś jeden - twierdzi Kunert - ale historia o tym nie wspomina. Natomiast  w tym czasie Prezes Związku Powstańców Warszawskich Zbigniew Ścibor-Rylski powiedział: Oni walczyli w powstaniu. Tylko, że nie z nami, ale przeciwko namTo kompromitujące wydarzenie wywołało wówczas liczne protesty społeczne.

   Kiedy po kilku dniach powstania na ludność cywilną spadły wyjątkowo ciężkie ciosy, rozpoczęła się jej eksterminacja, pogorszyły się gwałtownie warunki bytowania, zaczyna między nią, a powstańcami dochodzić do napięć, nienawiści, głośnego ,,złorzeczenia.” O ile z podziwem i wielkim szacunkiem ludność cywilna odnosiła się do żołnierzy walczących na pierwszej linii, o tyle z dezaprobatą do tych, którzy całymi dniami przebywali na tyłach w placówkach wojskowych. Ci z akcji, z barykad byli zawsze pierwszorzędni - relacjonuje 32 letni wówczas publicysta Aleksander Rogalski. Były to najpiękniejsze kwiaty polskiego rycerstwa, aż rozpacz bierze, że tak wielu z nich kosiła śmierć …Ci z tyłów …wskrzeszali smutnej pamięci typ przedwojennego oficera polskiego, jaki panoszył się po kasynach i salach balowych: arogancki, pyszałkowaty, kłótliwy i niemoralny.[1] Faktyczny stan stosunków między ludnością cywilną, a powstańcami wyżej przytoczony publicysta ukazuje w relacji nr 265 pisząc: Co noc prawie wpadali do schronów żołnierze bądź też nasi żandarmi wojskowi, wyciągali cywilów z ich legowisk i pędzili do robót przy naprawianiu barykad, kopaniu rowów, gaszeniu pożarów itp. Roboty te były w dużym stopniu niebezpieczne, ponieważ niedbałe i lekkomyślne dowództwa poszczególnych odcinków dostrzegały niebezpieczeństwo w swym sektorze dopiero w ostatniej chwili i w ostatniej chwili, często gdy było już za późno, pragnęły jemu zaradzić. W piwnicach rozlegały się płacze i krzyki kobiet, które broniły swych synów lub mężów przed groźbą śmierci. Nic to nie pomagało, mężczyzn brutalnie wyrzucano, a kobietom grożono. Starcy, kalecy, chorzy - ludzie osłabieni brakiem należytego odżywiania i przeżyciami dnia – musieli iść często pod same stanowiska wroga i wśród rozrywających się pocisków i świstu kul spełniać rozkazy wojska, podczas gdy setki żołnierzy bezczynnie czekały na jakieś zatrudnienie[2] Jan Ciechanowski, autor książki o powstaniu wydanej w Londynie, a później w Polsce, uczestnik powstania w taki oto sposób relacjonuje wizytowanie 22 września przez gen. Bora-Komorowskiego kompanii, w której służył: Gdy przechodził (Bór) przez piwnicę, kobiety wołały za nim: Morderco naszych dzieci ! Słyszałem to na własne uszy. Gdyby wtedy weszli sowieci, ludzie poszliby za PKWN, bo uważali, że Komorowski sprowadził na nich wszystkie nieszczęścia. [3] Znając relację między ludnością cywilną, a powstańcami, występowanie konfliktów, gen. Bór-Komorowski w rozkazie z dnia 3 października 1944 r. do żołnierzy walczącej Warszawy napisze: Ludności wyrażam podziw i wdzięczność walczących szeregów wojska i ich do nich przywiązanie. Ludność tę proszę, aby darowała żołnierzom wszystkie przewinienia, jakie w ciągu długotrwałej walki musiały w stosunku do ludności niejednokrotnie mieć miejsce.  [4]

   Obok zbrodni podczas powstania, władze niemieckie dokonały następnej zbrodni, deportując pod eskortą wojska i żandarmerii w sumie ok. 600 tys. osób wyczerpanych fizycznie i psychicznie do obozu w Pruszkowie. Tam umieszczono ich w wyjątkowo ciężkich, prymitywnych, nieludzkich warunkach – w nie ogrzewanych halach kolejowych, otoczonych drutem kolczastym, bez wody, światła, sanitariatów. W wyniku braku żywności, chleba, zwłaszcza w pierwszym okresie, zdarzały się wypadki śmierci głodowej wśród dzieci i osób starszych oraz szerzyły się epidemie: tyfusu, duru brzusznego, czerwonki, biegunki, krwawej dyzenterii. Zimno, głód, choroby zwiększały umieralność dzieci, ludzi rannych, chorych, osłabionych i starszych. Rozdzielanie najbliższych członków rodzin i nieświadomość, niepewność o dalsze ich losy skutkowało tym, że wiele osób właśnie okres uwięzienia w Pruszkowie uzna za najcięższy z całego Powstania. Na zakończenie artykułu w ,,Warszawskim Głosie Narodowym” z dnia 30.08.1944 r. czytamy: Pruszków stanie się w historii haniebnym symbolem wojennych metod niemieckich, ale będzie także ciężkim wyrzutem sumienia dla naszych możnych aliantów, którzy... przyglądali się spokojnie i flegmatycznie jak wymierają z głodu i epidemii polskie kobiety i dzieci w Pruszkowie. Obóz w Pruszkowie nazywany dulagiem czyli obozem przejściowym, faktycznie był - gdyż o charakterze obozu decyduje nie nazwa niemiecka lecz istota samego obozu - obozem niemieckich władz bezpieczeństwa. Od 06.08.1944 r. do 11.08.1944 r. był pod wyłącznym zarządem SS i żandarmerii. Od 12.08.1944 r. formalnie zarząd nad obozem przejmie Wehrmacht i będzie się zajmował sprawami porządkowymi, organizacyjnymi i gospodarczymi ale o losie tam uwięzionych nadal decydowała policja bezpieczeństwa, gestapo, której ekspozytura znajdowała się w tzw. zielonym wagonie. Gestapo dokonywało selekcji, rozdzielając często członków rodzin, przesłuchiwało podejrzanych politycznie o udział w powstaniu ludzi młodych, przekazując ich do obozów koncentracyjnych (Oświęcim, Mauthausen, Ravensbrück, Dachau, Gross- Rossen, Sachsenhausen), bądź do siedziby policji bezpieczeństwa przy ul. Parkowej, lub dokonywało rozstrzeliwań na terenie glinianek między Pruszkowem, a Komorowem w pobliskich lasach. Obozowe gestapo analizowało listy osób przeznaczonych do zwolnień i wraz z niemieckim Urzędem Pracy kierowało osoby ,, zdolne” do pracy na roboty przymusowe do III Rzeszy niemieckiej. W sumie do obozów koncentracyjnych i na roboty przymusowe niemieckie władze bezpieczeństwa obozu pruszkowskiego skierowały około 150 tys. osób, około 100 tys. zwolniły z obozu, a ponad 300 tys. (głównie matki z dziećmi do lat 15, kobiety powyżej 50 lat, mężczyźni powyżej 60 lat, kaleki itd.) na deportację na teren Generalnej Guberni. Większość ludzi deportowanych, która przeżyła wojnę, już nie powróciła do Warszawy i tułała się często w ciężkich warunkach po całym świecie. Mimo, że ludność cywilna poniosła dotkliwe straty, tracąc najbliższych, dorobek często wielu pokoleń, nie poczyniono żadnego gestu w uznaniu ich tragedii i cierpień, chociaż możliwości ku temu istniały i istnieją. Przeciwko uznaniu uwięzionych w niemieckim obozie w Pruszkowie za represjonowanych w rozumieniu przepisów prawa wysuwa się bezpodstawnie argument, że przebywali w zwykłym obozie przejściowym tzw. Dulagu. A przecież mimo, że obóz w Pruszkowie powstały 6 sierpnia od 12 sierpnia nazywał się Dulagiem wraz z przejęciem administracji nad nim przez Wehrmacht, to osoby w nim osadzone, przebywały w warunkach porównywalnych do warunków w obozach koncentracyjnych i znajdowały się w dyspozycji nie Wehrmachtu lecz obozowego gestapo czyli niemieckich władz bezpieczeństwa. Takie stanowisko zajęli już specjaliści od spraw obozów niemieckich Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wcześniej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. W rozumieniu wszakże art. 4 ust.1 pkt.1 lit. ustawy z dnia 14.01. 1991 r. o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego, represjami są okresy przebywania: pkt.1) z przyczyn politycznych, narodowościowych, religijnych i rasowych...lit. b) w innych miejscach odosobnienia, w których warunki pobytu nie różniły się od warunków w obozach koncentracyjnych, a osoby tam osadzone pozostawały w dyspozycji hitlerowskich władz bezpieczeństwa. Jednakże Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, naruszając przepisy powyższej Ustawy, odmawia po dziś dzień osobom przebywającym w obozie pruszkowskim w tym w wieku do 14 lat prawa do  uznanie ich za represjonowanych. Prawa do starań o uprawnienia wynikające z przepisów tej ustawy odmawia się również wdowom i wdowcom po osobach przebywających w tym obozie. W procedurze Urzędu o miejscu represjonowania decyduje sporządzony pośpiesznie wykaz obozów w formie rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 20 września 2001 roku, a nie przepisy Ustawy z dnia 24 stycznia 1991 roku uchwalonej przez Sejm. W tym dodatkowym wykazie, powstającym w ciągu kilku lat pod wpływem lobbingu różnych grup polityczno-regionalnych, a później ujętym w formie rozporządzenia premiera, nie znajduje się obóz niemiecki w Pruszkowie ale często obozy przejściowe nie spełniające wymogów ustawy. Nie wydawanie decyzji urzędowych o charakterze odmownym, możliwych do zaskarżenia, a jedynie powoływanie się w tej sprawie w odpowiedziach kierowanych do petentów na ten wątpliwej wartości wykaz funkcjonujący w formie rozporządzenia, jest poważnym naruszeniem prawa, wielkim nieporozumieniem, dyskryminującym ludność cywilną powstańczej Warszawy deportowaną do pruszkowskiego obozu. Obóz ten nie jest nawet wymieniony wśród grupy obozów, za pobyt w których dzieci do lat 14 uznawane są za represjonowane. Wymienia się tutaj głównie obozy podległe niemieckiej Centrali Przesiedleńczej, w których warunki nie były gorsze od warunków w obozie pruszkowskim, a w którym uwięzieni ponadto znajdowali się w dyspozycji niemieckich władz bezpieczeństwa, spełniając tym samym przywołany wcześniej art.4 ust. 1 pkt. 1 lit. b ustawy. Wcześniej  przyznano uprawnienia jako osobom represjonowanym dzieciom do 14 lat przebywającym w obozach przesiedleńczych w Zwierzyńcu, Zamościu , później w Łodzi, Poznaniu, Toruniu, Smukale itd.Już w piśmie z dnia 15 lipca 1992 roku (l. dz. Z k. II/442/15/92) skierowanym do osoby zmarłej pod koniec lat 90-tych, wydanym w oparciu o opinię ekspertów od spraw obozów hitlerowskich, dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - Instytut Pamięci Narodowej uznał prawo osoby, która przebywała jako kilkunastoletnie dziecko w obozie w Pruszkowie do ubiegania się o uprawnienia kombatanckie. Tego stanowiska GKBZpNP-IPN zdaje się nie dostrzegać po dziś dzień Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, co jest naruszaniem przepisów ustawy z 24.01.1991 r. o kombatantach i osobach represjonowanych. Już od wielu lat osoby, które przeszły przez obozy podobne do pruszkowskiego często o charakterze lżejszym, posiadają status represjonowanych i korzystają z przysługujących im uprawnień. Na przykład uprawnienia kombatanckie posiada był Kierownik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych za przebywanie kilka godzin w obozie przesiedleńczym w Poznaniu. Niestety ludność cywilna powstańczej Warszawy, która tak wiele ucierpiała i konsekwencje pobytu w obozie pruszkowskim po dzień dzisiejszy boleśnie odczuwa, z tych przysługujących jej uprawnień ustawowych nie korzysta, gdyż całkowicie w ,,wolnej Polsce” została zapomniana. Tak więc na ,,nieposłusznych” mieszkańcach Warszawy nadal ciąży kara, nałożona przez okupacyjne władze niemieckie.


                                                                                                         Jacek Smolarek

 

 


 

[1]Życie w powstańczej Warszawie, Sierpień-wrzesień 1944, Relacje-dokumenty zgromadzone od sierpnia 1944 do stycznia 1945. Pod red. Serwański Edward, W-wa 1965, s.158

[2] Tamże, s.160

[3]www.powstanie.pl/index.php?

[4]Tadeusz Bór-Komorowski, Armia Podziemna, Londyn, wyd. V 1985, s.351 

 

 

 

                                                              X     X    X

 

Zapraszam zbigniewjacniacki-zyciemojeinasze.blogspot.com/